Dlaczego osoby dojrzałe nie chcą być nazywane seniorami? Na czym polega „Wolność od metryki” i czy menopauza to już starość? Na te pytania odpowiada Aleksandra Laudańska, redaktor naczelna portalu „Wolni od metryki” i miesięcznika „Pokolenia” oraz pomysłodawczyni aplikacji MAMENO.
Barbara Górnicka-Naszkiewicz: W raporcie Towarzystwa Inicjatyw Twórczych „ę” stwierdziła Pani, że jeśli słowo „senior” nie zniknie, będzie oznaczać osobę potrzebującą opieki z racji zaawansowanych chorób związanych z wiekiem. Czy istnieje potrzeba rezygnacji z tego słowa, czy warto poszukiwać nowych „zamienników”?
Aleksandra Laudańska: Osoby dojrzałe nie chcą być nazywane seniorami. Gdyby miało to iść w kierunku takim, jak w gminnych i miejskich radach seniorów, gdzie udzielają się lokalni liderzy będący ciałem doradczym samorządów, gdyby seniorzy byli przedstawiani jako mędrcy, osoby atrakcyjne dla innych z uwagi na ich doświadczenie i wiedzę – to wtedy określenie „senior” byłoby pożądane. Ale w momencie, kiedy senior kojarzy się z opieką i zależnością, to ludzie nie chcą być tak nazywani. A media jednak głównie zestawiają słowo senior z opieką, nieporadnością i umacniają to znaczenie.
Trudno nazywać seniorem kogoś po 60., kiedy słowo senior rozumiane jest jako ktoś schorowany, czekający na śmierć.
Moja praca odbywa się wielotorowo – w marketingu nie używam słowa senior, jednak nie mogę go unikać jako redaktor naczelna warszawskiego miesięcznika seniorów. Kiedyś zastanawiałam się, w co lepiej wkładać energię: czy w pracę nad nadawaniem pozytywnego znaczenia „seniorowi” czy w tworzenie nowych pojęć. Doszłam do wniosku, że najlepiej rozwijać oba kierunki. To powinno odbywać się równolegle. Z jednej strony opisywać seniorów jako dziarskich, mądrych ludzi, z drugiej zaś szukać nowych określeń, z którymi osoby dojrzałe i starsze będą się utożsamiać i dobrze czuć. Ja na przykład promuję zamiennik czasownika „starzeć się”: wiekowieć. Bo starzenie, starość, mają u nas bardzo złe konotacje.
Barbara Górnicka-Naszkiewicz: Wprowadziła Pani określenie „Wolni od metryki”, które mi się szalenie podoba. Czy ta wolność dotyczy osób starszych dziś czy to kwestia patrzenia na nich w perspektywie czasu, idea, a może utopia?
Aleksandra Laudańska: Wcześnie odkryłam starszych ludzi. W naszej rodzinie były osoby długowieczne – moje obie prababcie i obaj pradziadkowie żyli do dziewięćdziesiątki i dłużej, więc już od dziecka wiedziałam, że ja też pewnie będę długo żyła. Szybko też zrozumiałam, że ważne jest, by być sprawnym fizycznie, intelektualnie i mentalnie. Kiedy miałam 20 lat, zobaczyłam coś, co ukierunkowało moje myślenie w stronę wolności od metryki: bardzo pomarszczoną starszą panią o oczach młodej dziewczyny. Pomyślałam, że to stare ciało skrywa taką młodą osobę jak ja. Zapytałam wtedy moją babcię, czy w środku zostajemy tacy sami. Potwierdziła. I dodała, że tylko ciało czasami odmawia posłuszeństwa. Tym bardziej stało się dla mnie oczywiste, że trzeba dbać o zdrowy styl życia. Ten temat zawsze był ze mną. Kiedy 19 lat temu pisałam biznesplan ośrodka jogi i terapii naturalnych, zajrzałam do tabel GUS i jasne stało się, że starzenie się społeczeństwa będzie wyzwaniem przyszłości. Ten ośrodek miał być odpowiedzią na nie. Od początku wprowadziliśmy tańsze karnety dla emerytów.
Kiedy miałam 34 lata, to przeczytałam w Wyborczej, że Polacy nie planują swojej starości. Marzeniem 55-laktów była wtedy… wcześniejsza emerytura. Dominowało myślenie, że „jakby co, to dzieci się mną zajmą”. Mało osób dokształcało się, zdrowy styl życia był rozumiany jako wysypianie się i spacery. To było takie bierne starzenie – „co ma być to będzie”. To mnie zszokowało, bo dla mnie było oczywiste, że trzeba zadbać o siebie, żeby nie doprowadzić do chorób, niedołężności i w efekcie konieczności zdania się na innych. Prowadziłam wtedy blog parentingowy – usiadłam i zrobiłam emocjonalny wpis na ten temat.
Nowoczesny model starzenia – model „wolny od metryki” – przyspiesza. Siedem lat temu wzięłam udział w konkursie Future Living Award. Zadaniem konkursowym było przedstawienie życia w 2045 roku. Moją odpowiedzią był projekt colivingu dla seniorek. Pomysł przyszedł mi do głowy dużo wcześniej – gdy pracowałam jako agentka nieruchomości i zauważyłam, że studenci wynajmują razem mieszkania. Stwierdziłam, że – nie mogąc liczyć na emeryturę – w przyszłości będziemy mieszkać ze znajomymi w mieszkaniu jednej osoby, wynajmując mieszkania pozostałych osób. Żeby mieć środki na życie. Ten koncept rozwinęłam w projekcie osiedla przyszłości – przedstawiłam go w formie strony internetowej, zrobiłam też fanpage ośrodka na Facebooku. Wrzucałam na niego przykłady aktywnych starszych ludzi, pokazywałam, jak spędzają czas mieszkanki osiedla. Po konkursie, w którym dostałam dwa wyróżnienia, zostawiłam ten profil dla siebie – chciałam mieć „pod ręką” te pozytywne przykłady. Często udostępniałam je na swoim profilu z dopiskiem, że też taka będę. Było ich coraz więcej – przykłady aktywnych silversów podsyłali mi też znajomi. Zrobiło się tego tak dużo, że postanowiłam założyć blog i osobny profil poświęcony nowemu modelowi starzenia się.
Sama czułam się bez wieku i chciałam nazwać blog „Ageless”, ale moja koleżanka, Karolina Karbownik, podsunęła słowo agefree. Less to brak, free to wolność. A że wolność jest dla mnie najważniejsza, to blog nazwałam „Agefree”. Po jakimś czasie dołożyłam: „Wolni od metryki” (notabene, to sformułowanie jest już zastrzeżonym znakiem towarowym). W tej idei chodzi o to, żeby nie dać się ograniczać metryce, bo ona nie definiuje ludzi.
Często słyszy się, że czegoś „nie wypada w tym wieku”. Żyjemy w kulturowych akwariach, w których funkcjonuje wyobrażenie o tym, jak powinno się żyć. A dziś starość jest zupełnie inna niż kiedyś. Obecne pokolenia inaczej wchodzą w trzecią i czwartą część życia niż ich poprzednicy. I nie mają na to gotowego wzorca. Za dwadzieścia lat będzie jeszcze inaczej – nasze pokolenie będzie wiekowieć tak, jak dziś robią to prekursorzy nowoczesnego starzenia. Wiele osób pisze, że w środku czują się młodo, o wieku przypomina im lustro i inni. Często w nieprzyjemny, ageistowski sposób.
Barbara Górnicka-Naszkiewicz: Często pod tekstami o menopauzie widnieją komentarze, że przechodzenie menopauzy to już starość. Jak Pani to widzi?
Aleksandra Laudańska: Wszystko zależy od podejścia, a rzeczywiście przekaz kulturowy jest taki, że – przechodząc menopauzę – wraz z płodnością tracimy atrakcyjność i przydatność. Na mnie też to jakoś wpłynęło – miałam taki moment, że zastanawiałam się, czy powiedzieć młodszemu ode mnie partnerowi o tym, że przechodzę menopauzę. On nie chce mieć dzieci, jednak mógł uznać, że się „przeterminowałam”. Naprawdę to mi przyszło do głowy! W końcu mu powiedziałam i mówię otwarcie już wszystkim.
Trzeba zrobić dobry PR menopauzie. Śmieję się, że powoli staję się twarzą polskiej menopauzy – udzielam wielu wywiadów na ten temat, zostałam bohaterką dwóch reportaży.
Pracując z kobietami 70+ często zastanawiałam się, skąd ich energia, i czemu tak bardzo mężczyźni w ich wieku zostają w tyle. Okazuje się, że po menopauzie następuje nowa równowaga hormonalna i do głosu dochodzi testosteron. To on sprawia, że kobiety stają się asertywne, decyzyjne, żądne przygód, odważne. Żyją przekonaniem „jak nie teraz to kiedy?”. Wiele z nich robi naprawdę szalone rzeczy – na 11 finalistek konkursu, w którym silversi testowali różne atrakcje, aż 4 panie wybrały skok ze spadochronem!
Jak już sobie poradzimy z menopauzą, następuje postmenopauzalny wzlot (to moje wolne tłumaczenie określenia wprowadzonego przez antropolożkę Margaret Mead: postmenopausal zest). Pojawia się werwa, nowa energia, ale nam o tym nikt nie mówił. Gdybyśmy o tym wiedziały, może nie wpadałybyśmy w czarną rozpacz, że wkroczyłyśmy w przedsionek śmierci. I pewnie łatwiej byłoby nam znieść dolegliwości menopauzalne, gdybyśmy wiedziały, że kiedyś się skończą i nastanie nowa, lepsza, rzeczywistość.
Dużą rolę odgrywa kulturowe nastawienie do starości. Dolegliwości związane ze spadkiem produkcji estrogenów odczuwa ok. 80 proc. Europejek i Amerykanek. Często są one tak dotkliwe, że kobiety wycofują się z życia. Ale np. w Indiach kobiety nie mają objawów, a w Japonii kobiety nie mają tak często, jak my uderzeń gorąca, ale… bolą je barki. Na fizjologię nakładają się także stresory społeczne – dowiedziono, że kobiety, które zaznały przemocy lub problemów finansowych w młodszym wieku, gdy przechodzą transformację menopauzalną, odczuwają bardziej uciążliwe dolegliwości.
Barbara Górnicka-Naszkiewicz: Jak pomóc dojrzałym kobietom w dostrzeżeniu własnej kobiecości?
Aleksandra Laudańska: Pisać o tym, mówić, pokazywać, że po menopauzie nie tracimy kobiecości. Wręcz przeciwnie! Dojrzała kobieta jest jak dojrzały owoc. Nie bez powodu młodzi mężczyźni chcą spotykać się ze starszymi kobietami – one mają dystans, mądrość życiową, doświadczenie, entuzjazm, radość życia. Kiedyś mój znajomy, wtedy 26-letni, przesłał mi screen ze zdjęciem siwowłosej kobiety w erotycznej, ale nie wulgarnej, pozie. Napisał: „To jest takie seksi!” Jestem przekonana, że symbolem seksu w przyszłości będzie kobieta 50+.
Dojrzałe kobiety są coraz bardziej widoczne także w kulturze – są coraz częściej bohaterkami filmów. To są początki potężnej lawiny i dużych zmian społecznych. Joseph F. Coughlin w swojej książce „The Longevity Economy: Unlocking the World's Fastest-Growing, Most Misunderstood Market” pisze, że przyszłość należy do dojrzałych kobiet.
Barbara Górnicka-Naszkiewicz: Czy przekaz pokoleniowy ma szansę być dobrą drogą ku przełamaniu tabu menopauzy?
Aleksandra Laudańska: O menopauzie się nie mówiło, kobiety zaciskały zęby i przechodziły ją w ciszy. Chociaż pewnie też więcej kobiet przechodziło ją bez większych sensacji. Na naszym pokoleniu odbija się stres, przepracowanie, wspomniane stresory społeczne.
Mojej babci menopauza pewnie nie przeszłaby przez usta, a z perspektywy czasu i mojej dzisiejszej wiedzy domyślam się, że raczej ciężko ją przechodziła. Miała usuniętą macicę. Od mojej mamy wiem o uderzeniach gorąca i potach. Ale już na przykład swojego złego stanu psychicznego przed pięćdziesiątką mama nie kojarzyła w nadchodzącą menopauzą. Miała 52 lata, gdy ją przeszła, więc i ja przyjęłam, że w podobnym wieku doświadczę tych słynnych potów. Dlatego nieznane mi objawy zupełnie mnie zaskoczyły, a jak już się dowiedziałam, co mi jest, to nadal byłam zaskoczona – że to tak wcześnie. Miałam 47 lat...
To dopiero od nas zacznie się ta rewolucja i otwarte mówienie o menopauzie, i mówienie w nowym, pozytywnym, kontekście.
O menopauzie kobiety nie rozmawiają w domu, ale i z lekarzami. A często lekarze też nie wspierają kobiet, nie chcą przepisać hormonalnej terapii menopauzalnej, mówią im za to, że „czas się wycofać z życia” – i zaakceptować bóle, zmęczenie, mgłę mózgową. Lekarze nie nadążają ani za nowymi badaniami, ani za samymi pacjentkami – które w wieku 50 lat planują nowe studia, wchodzą w nowe związki, czy decydują się na przebranżowienie.
Kiedyś chciałam zrezygnować ze spotkania biznesowego, bo miałam uderzenia gorąca, pociłam się i nie chciałam, żeby to wyglądało, że się denerwuję – moim zadaniem było przecież wsparcie mentalne młodych przedsiębiorców. Ale usłyszałam od nich, że to nic nie szkodzi, że oni są mokrzy ze stresu i nie ma się co przejmować – włączą klimatyzację w samochodzie i najwyżej wszyscy się przeziębimy. Podeszli do moich uderzeń i potów na luzie i żartobliwie. Młodzi ludzie mają ogromną empatię i chęć zrozumienia – nikt mnie tak szczegółowo nie wypytał o wszystkie aspekty stosowanie transdermalnej HTM jak mój 28-letni przyjaciel. (śmiech) I w żaden sposób nie odebrało mi to kobiecości w jego oczach. Zatem nie wstydźmy się menopauzy. To brama mocy, o czym mówiłam podczas TEDx Warsaw Women. Właśnie projektuję koszulki z napisem: „I’m a postmenopausal woman. And what is your superpower?” („Jestem postmenopauzalną kobietą. A jaka jest Twoja supermoc?”).
Dziękuję za rozmowę

Wywiad powstał w ramach akcji „Senior to (nie) brzmi dumnie? Głos w dyskusji o stereotypach, ageizmie i problemach starzejącego się społeczeństwa” zainicjowanej przez Barbarę Górnicką-Naszkiewicz, wydawcę bloga i miesięcznika Super Senior.